Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
95
Na pograniczu obcych światów

skiego tęsknić nie będziesz — ciągnąłem dalej po chwilowem milczeniu. — Potrafię być dla ciebie równie dobrym i względnym, jak twój ojciec był dotąd. Co ty mi obiecujesz nawzajem?
Pożałowałem zaraz swych słów; nie mogła, zaiste, uważać ich za niewczesny żart, musiała widzieć w nich chęć jak najboleśniejszego zranienia jej serca. Rzecz nie do uwierzenia, jacy bezlitośni bywają czasem nawet ludzie, którzy się zazwyczaj za uczuciowych i serdecznych uważają. Niech tylko ktoś dotknie naszą miłość własną, zaraz odezwie się w nas zwierzę.
— A ty co mi obiecujesz? — powtórzyłem zmieszany sam gburowatością swą i starając się głośnym śmiechem obrócić rzecz całą w żart, choćby i nieudany.
— Że spełniać będę swe względem ciebie obowiązki, jak to zawsze czyniłam względem ojca — odpowiedziała cicho, przyciskając ręką serce. Oczy jej pełne wyrzutu, które podniosła była ku mnie, opadły znowu, jakby łzami obciążone, ku ziemi, ale łzy nie uroniła już ani jednej.