Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
94
Na pograniczu obcych światów.

— Porównanie, zaiste, nie bardzo pochlebne — zawołałem z wymuszonym, sarkastycznym śmiechem. — Zatem tylko woli ojca twego zawdzięczać mam twoją rękę?
— Czemuż innemu? Oczekujesz może, abym ci powiedziała, że mnie oczarowałeś? — odpowiedziała dumnie, i mała, przez niechęć wyciśnięta łezka błysła jej w oku, podczas gdy cicha rezygnacya, którą tak mnie ujęła, znikła z jej twarzy. Duma jej zbudziła we mnie bunt, ogarnęła mnie jakaś żądza walki, srogość jakaś ozwała się w mem wnętrzu.
— Musi drżeć przedemną, jak drży teraz przed ojcem — szepnąłem w myśli — nie zniosę podobnej dumy, podobnego oporu.
Ująłem ją za rękę, jak schwytaną niewolnicę.
— Nie pytam o pobudki twego postanowienia — rzekłem napozór obojętnie. — Dość mi, że zgadzasz się zostać mą żoną.
Wcisnąłem jej zimny pocałunek na czoło. Nie poruszyła się. Zdawało się, że nawet tego nie zauważyła.
— Mam nadzieję, Floro, że do domu ojcow-