Strona:PL Juliusz Zeyer - Na pograniczu obcych światów.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
96
Na pograniczu obcych światów.

Cichym krokiem odeszła przez ogród i znikła w domu.
Zostałem sam pod drzewami, znosząc w rozgoryczeniu ukłucia sumienia z powodu swego postępowania; ale pycha moja nie ugięła jeszcze głowy i w dalszym ciągu zatruwała mi duszę.
Zostałem wierny sobie przez całe popołudnie. Frydecki uradował się niesłychanie, gdym mu rzekł, że wszystko jest w najlepszym porządku, i naznaczyliśmy zaraz dzień ślubu.
Wieczorem pożegnałem się z przyszłym teściem dość gorąco, a z narzeczoną, jeśli nie serdecznie, to przynajmniej bardzo przyjaźnie. Zdawało się, że przebaczyła mi moje znalezienie się; nie okazywała najmniejszego śladu urazy, ale o serdecznym, wesołym śmiechu, którym mnie powitała, ani o szczęśliwem, ptaszęcem szczebiotaniu, którem mnie w altance, przed przyjściem Frydeckiego, przez całe rano bawiła i oczarowała, nie było już mowy. Wróciłem do Pragi i nazajutrz rano odjechałem do siebie na wieś.