Strona:PL Julian Leszczynski - Z pola walki.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Były to jednak drobne utarczki przed bitwą, która zbliżała się coraz bardziej.
Aż wreszcie nastąpił wybuch…
Tłumy robotników w szarych kurtach i bluzach wyległy na ulicę. Uzbrojeni milicjanci starali się ująć ten potok w karby pewnej organizacji i skierować, dokąd trzeba. Z karabinami na plecach obchodzili oni tłum i doradzali stawać w szeregu, aby nie pozwolić żandarmom wedrzeć się do środka.
Do szeregów, towarzysze! — brzmiała komenda.
A gdy już przednie rzędy utworzyły zwartą awangardę, z powodzi głów wyłonił się nagle sztandar czerwony. Fala ludzka zakołysała się, jak łan pod wiatru tchnieniem. Tysiące oczu wzniosły się naraz ku sztandarowi, stalowym zamigotały blaskiem. Parę osób drżącemi głosami zaintonowało pieśń, która wnet została podchwycona przez najbliżej stojących, wędrowała coraz dalej, aż wreszcie z tysiąca piersi huknęła, jak grzmot, pod niebiosa:
Na barykady, ludu roboczy,
Czerwony sztandar do góry wznieś!
Śmiało do boju wytęż swe ramię,
Bo na cię czeka zwycięstwa cześć.
Młoty w dłoń....
.........
Na zakręcie ulicy stał szwadron ułanów w pogotowiu bojowym. Zwrócony twarzą do żołnierzy dowódca tłómaczył, jak trzeba działać wobec „hołoty“. W głosie jego dźwięczała nienawiść i pogarda: