Strona:PL Julian Leszczynski - Z pola walki.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I oto teraz, jako jeniec, maszerował niemniej posłusznie przez stację do pociągu, zdany na los, który go oczekiwał.
Widok zakurzonych postaci w szarych szynelach i maciejówkach ściągnął na stację tłum gapiów, którzy przyglądali się im z zaciekawieniem.
— Jeńcy polscy… rozległ się pogwar w tłumie. Szereg uwag słychać było pod ich adresem.
— Patrzcie, jakie frencze z nowiuśkiego materjału — zauważył jakiś czerwonoarmista — żeby to tak nasz brat mógł się ubrać — dorzucił inny.
— A orłów na czapkach już nie mają. Widać je pogubili po drodze — dowcipkował chłop w tułupie, z długą czarną brodą.
— Kiedy to tam u nich czerwone gwiazdy założą? Toby i wojna się skończyła — zakonkludował żołnierzyk w łapciach.
— A tymczasem jeńcy podeszli do „tiepłuszek“. Na twarzach ich malowało się zmęczenie, w ruchach widać było niepewność. Niektórzy spoglądali z podełba na publiczność peronową. Wszyscy zaś tłoczyli się do wnętrza tiepłuszek, jak by im zależało na pośpiechu. Tu i ówdzie dawały się słyszeć mocne staropolskie słowa w rodzaju „psia mać“ i t. d.
Podeszliśmy bliżej, aby zasięgnąć informacji.
— Skąd jesteście, towarzysze? zapytał jeden z nas.
— Z poznańskiej dywizji — nastąpiła odpowiedź.