Strona:PL Julian Leszczynski - Z pola walki.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwilę na Maćku, który leżał z przymkniętemi oczyma. W pewnym oddaleniu przechadzali się posterunkowi.
Jędrek Bela coś ważył w myśli, gdyż twarz jego miała jakiś twardy, ponury wyraz.
…Pójdę, psia mać! — szepnął sam do siebie, jakby chciał dodać sobie otuchy. …Zastrzelą. A niech tam!.. Raz kozie śmierć.
Maciek Gruda zamienił się w słuch. Patrzał pilnie przymrużonemi oczyma na Jędrka, który wstał porywczo i wychylił się za wał okopowy. Noc była jeszcze nie zupełnie ciemna… Postać Beli zamajaczyła niewyraźnie, poczym słychać było głuchy odgłos szybko oddalających się kroków.
— Panie poruczniku, rzekł Maciek, trąciwszy śpiącego opodal oficera.
— Czego? — zapytał sennie oficer.
— Jędrek Bela uciekł.
— Gdzie uciekł? — zerwał się nagle oficer.
— A licho go wie. Pewnikiem do bolszewików.
— Kanalja! — wycedził oficer przez zęby i przystawił do oczu lornetę.
— Dwuch żołnierzy, zbudzonych rozmową, spoglądało nań wybałuszonemi ślepiami. Wszyscy odruchowo zarzucili na wał karabiny.
— Widzicie tam pod drzewem. Rozgląda się psubrat!