Strona:PL Julian Leszczynski - Z pola walki.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

długie, a noce jeszcze dłuższe, zajęcia żadnego, jeno człek leżał na brzuchu, lub wartował pod bronią. Czasami zaś oddział posyłano do pobliskich wiosek na rekwizycje, lub uśmierzenie chłopów, którzy bronili swego dobytku. Wówczas Maciek Gruda przysłuchiwał się lamentom chłopskim, które jednak żadnego na oficera nie wywierały wpływu. Słysząc obcą mowę, myślał o tym, — gdzie tu jest Polska, której ma bronić przed bolszewikami i dlaczego zawsze się od chłopów, a nie od dziedziców dobytek zabiera. Ale tłumił w sobie wątpliwości jednym słowem: „rozkaz“, jako chłop z urodzenia posłuszny i bogobojny. Widać to już ksiądz dobrodziej miał rację, kiedy nazywał bolszewików pokoleniem Antychrysta, a pan oficer opowiadał, że te psie wiary obcinają jeńcom polskim uszy, wydłubują oczy, przetrącają żebra. Jak tu takich psubratów nie bić, jak z niemi nie wojować.
Pewnego razu Maciek Gruda poszedł z oddziałem do wsi okolicznej na zwiady. Zmęczeni żołnierze rozkwaterowali się w chałupie, która należała do chłopa białorusina. Postawiono im na stole samowar, który nasze leguny obsiadły dokoła.