Strona:PL Julian Leszczynski - Z pola walki.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w serce, jak nóż. Alem gęby nie mógł otworzyć. Widzisz — rozkaz i wszyscy milczeli. Widziałem, jak ten drań wyciągnął brauning z za pasa. Chciałem go schwycić za rękę, ale ordynans, który mi się przyglądał z boku, odsadził mnie od tego łajdaka.
Huknął strzał, za nim splunęły wasze karabiny, a z za płotu posypały się na nas kamienie. Zachwiałem się na koniu, coś mnie zamroczyło i dalej nic już nie pamiętam.
— Michaś, bracie rodzony. Daruj mi, jam strzelał do góry. Za moim przykładem poszło paru innych wiarusów. Przysięgam na rany Chrystusa, że nie zapomnę krzywdy twojej. Popamiętają mnie jeszcze — psie krwie…
Zraniony w piersi podniósł głowę do góry i wyciągnąwszy dłoń do żołnierza, wyszeptał:
— Nie mnie, jeno sprawie winieneś spłacić dług… Nie bądź nigdy katem swego brata. Pamiętaj…
Tu mu się głos załamał. Krew znowu rzuciła się ustami. Ostatnim wysiłkiem woli zawołał:
— Niech żyje rewolucja!