Strona:PL Julian Leszczynski - Z pola walki.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

…Dym, ogień i huk salwy karabinowej… Przeraźliwy krzyk ugodzonych kulami, głuchy jęk ciężko rannych, a wreszcie hałaśliwy pogwar mrowia ludzkiego, które cofać się poczęło na całej linji.
— Stać! — krzyczeli prowodyrzy.
— Spokój! — wołali milicjanci, starając się wszelkiemi siłami utrzymać porządek.
Pod wpływem tych okrzyków tłum począł się uspokajać i zapanował nad sobą. Nim jednak niektórzy zdążyli nachylić się nad rannemi, zadudniły po bruku kopyta i w piekielnej szarży żołnierze wdarli się w sam środek tłumu, rąbiąc szablami na wszystkie strony.
Zwalił się z nóg chorąży, ale chwiejący się sztandar pochwyciły inne, niemniej krzepkie dłonie. Grupy demonstrantów poczęły zapełniać chodniki, chować się do bram, stojących na szczęście otworem.
Wtym szwadron, wyrywający naprzód z kopyta, zatrzymał się jak wryty. Przed oczyma żołnierzy wyrosła nagle, jak z pod ziemi, barykada, za którą stanął oddział kilkudziesięciu milicjantów i uzbrojonych w brauningi robotników. Barykada odgradzała rozjuszonych żołdaków od tłumu, znajdującego się poza skrętem ulicy. Wzniosły ją na prędce setki i tysiące rąk roboczych, wywróciwszy dwa konne tramwaje i kilka żydowskich wehikułów. Cała ta operacja odbyła się z błyskawiczną wprost szybkością. Robota nad wzmocnieniem barykady trwała w dalszym ciągu, ale już pod osłoną wysuniętych karabinów. Na