Strona:PL Julian Leszczynski - Z pola walki.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głowach przodowników, skoro tłum ruszył dalej w poprzednim porządku.
Oficer ułanów dał znak ręką przodownikom, aby zatrzymali pochód i zaprzestali śpiewu, który też stopniowo, jakby według rozkazu, przekazywanego z ust do ust, milknął w coraz dalszych zastępach, aż wreszcie zapanowała cisza, skłócona szmerem pytań, przechodzących w pomruk złowrogi.
— Na mocy rozporządzenia władz pochód winien być natychmiast rozwiązany — wołał tubalnie oficer. — Stan wyjątkowy zabrania wszelkich zgromadzeń pod gołym niebem. Proponuję rozejść się natychmiast.
Ale tłum żywiołowo parł naprzód. Dalsze zastępy nalegały całym ciężarem. Grupa przodowników, wziąwszy się za ręce, utworzyła łańcuch piersi, zasłaniający pochód. Z tłumu poczęły rozbrzmiewać wołania pod adresem żołnierzy:
— Bracia! Towarzysze! Nie strzelajcie do swoich. Niech żyje solidarność robotnicza!
Wówczas oficer odwrócił się na koniu w stronę żołnierzy i znów dał jakiś znak ręką.
Rozległ się przeciągły głos trąbki żołnierskiej, poczym wśród śmiertelnej ciszy zahuczała komenda:
— Baczność! Gotuj broń!
Zaszczękały nagle karabiny. Suchy trzask otwieranych zamków rozdarł ciszę, a po nim nastąpił lakoniczny rozkaz:
— Pal!