Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sznych i rozkochane dzięcioły, ukryte w wypróchniałem starodrzewiu.
Miłość ogarnęła wówczas swoim płomieniem serca czarnopiórych kruków, mądrych ptaków o gorącej krwi, której nawet zimowe chłody ostudzić nie mogą. I zaczęły się krucze zaloty.
Skoro złoty dzień rozjaśniał blade świty zimowe, Czarnopióry wzywał krakaniem namiętnem Czarnopiórą na miłosne gody. Wzywał ją do harców i pląsów powietrznych, podczas których oba kruki, kracząc, zataczały w błękitach olbrzymie kręgi, kąpały się w złocistej toni mroźnego poranku, pławiły się w niebieskich wysokościach. I syciły żar krwi w pieszczotach nieziemskich, bo ziemi nie tykających, w uniesieniach prawdziwie niebiańskich, bo niebo było jedynym świadkiem ich rozkoszy...

*

W czarnym borze, na szumnej, stuletniej sośnie odnowiły sobie dawne gniazdo. Drzewo było niedostępne i podniebne, od wieków burzom i ludziom urągające. Gnia-