Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - W puszczy.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



I.

Były ostatnie dni panowania zimy. Biała ziemia stała jeszcze w całem czarodziejstwie jej kolorów, które stroją śnieg błękitem, fioletem, purpurą i złotem. Ale już w barwach tych było jakieś miękkie przeczucie barw kwietnych, jakaś łagodność i słodycz prawie wiosenna.
A choć surowy mróz nie ustąpił jeszcze, w powietrzu czasami przeciągały już cieplejsze tchnienia, i słońce uśmiechało się chwilami jakoś serdeczniej. Wówczas na leśnem uroczysku czuć było bliskość nadchodzącej pory wiosennej.
Ale w puszczy nie było jeszcze wiosny, ani nie było jej towarzyszki — miłości.
Aż przebąkiwać o niej poczęły najpierw puszyste sowy w dziuplach zaci-