Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - Bajki.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gwiazdom i słońcu
i w końcu
wszystkim ptakom...


*


A ziemia rodzinna,
miła,
jak żadna inna,
ziarnem ich złotem karmiła...

A Niebo ojczyste,
czyste,
jak żadne inne,
lało na nich promienie słońca dobroczynne...

I uśmiechał się Poranek złoty,
choć miał w oczach łzy srebrzystej rosy:
„Czemu tych wróbli swarliwe świegoty
tak oczerniają naszą ziemię i niebiosy?“