Przejdź do zawartości

Strona:PL Julian Ejsmond - Bajki.djvu/010

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aż go pan uspokaja: „Cicho bądź, kochanku.
Bez powodu, piesku, szczekasz.
Ten pan — to ceniony lekarz...
A ten — to dyrektor banku...
A ten — piastuje referat...
A ten — to prawie literat...“

Lecz pies uczciwy perswazji nie słucha.
Próżna nadzieja!
Gdzie tylko zwęszy złodzieja,
szczeka, psia jucha...

Pan o poranku
dąży do banku
podjąć pieniądze, które ma na koncie,
Czeka
na swoją kolejkę w kącie...
A pies szczeka
bezustanku...

Pan, jako państwa obywatel prawy,
idzie załatwić podatkowe sprawy.
Czas ucieka.
Pies się dokoła rozgląda i szczeka.

Szczeka nieuprzejmie
przed ogródkiem w sejmie,
przechodząc Wiejską nawet nóżkę czasami podejmie...