Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 139 —

— Sidła, gdy pochwycą, kaleczą okrutnie i nieraz skórę zedrą, a na nogach doktora Pataka nie było żadnego śladu obrażenia.
— Słuszna uwaga, panie leśniczy, a jednak wierzaj mi, że jeśli doktor Patak nie mógł się ruszyć z miejsca, nogi jego musiały uwięznąć w jakichś sidłach.
— Teraz ja z kolei zapytam pana hrabiego: jakim sposobem te sidła otworzyły się same, wracając wolność doktorowi?
Franciszek nie wiedział co na to odpowiedzieć.
— Zresztą mniejsza o to, czego doznawał doktor Patak, — ciągnął dalej leśniczy, — ja tylko powiem to, czego ja doznałem...
— Naturalnie, że to będzie daleko lepiej! — potwierdził hrabia.
— Wrażenia moje bardzo jasno dadzą się określić. Doznałem nadzwyczaj silnego wstrząśnienia, lecz w jaki sposób, nie umiem wytłómaczyć.
— I nie miałeś, panie leśniczy, żadnej rany na ciele? — zapytał Franciszek.
— Żadnej, panie hrabio, a jednak wstrząśnienie było niezwykle gwałtowne.
— I to w chwili, gdy dotknąłeś się ręką żelaznego okucia zwodzonego mostu?
— Tak, panie hrabio! Zaledwie się dotknąłem, zostałem jak gdyby sparaliżowany. Na szczęście, że drugą ręką trzymałem się łańcucha