Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 115 —

— O! dość poświęcić na to dzień jeden.
— Zapewne, ale ja dąże do Karlsburg i chciałbym odjechać jutro rano.
— Jakto, pan hrabia chciałby nas już tak prędko opuścić? — zapytał uprzejmie Jonasz, gdyż pragnąłby był jak najdłużej zatrzymać swych gości.
— Nie mogę postąpić inaczej — odpowiedział hrabia de Télek. Zresztą w jakim celu miałbym pozostać dłużej w Werst?
— Przecież i nasza wioska warta jest uwagi turysty — odezwał się wójt Koltz.
— Jednakże mało uczęszczają do niej podróżni — odpowiedział młody hrabia — a to zapewne dlatego, że okolice tutejsze nie są zbyt ciekawe.
— W istocie, tak jest — potwierdził Koltz, myśląc w tej chwili o zamczysku.
— Tak, niema tu nie ciekawego — odezwał się nauczyciel Hermod.
— Ale, gdzież tam — odezwał się pasterz Frik, któremu to zaprzeczenie wyrwało się z ust prawie mimowoli.
Jakim wzrokiem zmierzyli go sędzia Koltz, a nadewszystko Jonasz, trudno jest nawet opisać. Po co chciał objawiać podróżnemu tajemnice, które go nic nie obchodziły? Skoro mu powie o zjawiskach, które miały miejsce na płaskowzgórzu Orgal i zwróci jego uwagę na zamek wśród gór, to z pewnością przestraszy go i obudzi w nim