Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 116 —

chęć jak najprędszego opuszczenia wioski. Tym sposobem w przyszłości żaden podróżny nie będzie chciał iść przez wąwóz Wulkan, aby się dostać do Siedmiogrodu.
Doprawdy Frik nie okazał więcej rozumu od swoich owiec.
— Ależ milcz, niedołęgo, milcz! — szepnął mu pólgłosem Koltz.
Ale tego było dosyć, aby obudzić ciekawość młodego hrabiego, który, zwracając się do Frika, zapytał o wyjaśnienie słów dopiero co wyrzeczonych.
Pasterz nie lubił się cofać, gdy raz zaczął mówić, a przytem powiedział sobie w duchu, że Franciszek de Télek mógł mu dać dobra radę, z której skorzysta cała wioska.
— Nie cofam tego, co powiedziałem, panie hrabio! — powtórzył.
— Więc w okolicach Werst jest coś godnego uwagi? — podjął znów Franciszek de Télek.
— Nie, nie! — zawołali obecni z przestrachem, wywołanym myślą, że druga wycieczka do zaklętego zamku, ściągnie na nich nowe nieszczęścia.
Franciszek de Télek z podziwieniem spojrzał na wieśniaków, na obliczu których malował się przestrach.
— Co to znaczy? — zapytał.