Strona:PL Jules Verne - Zamek w Karpatach.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 109 —

ludzi, których właściciel zajazdu rad widzi u siebie.
— No, teraz może już nie będą unikali mojej karczmy! — powtarzał sobie w duchu Jonasz.
— Jak daleko jesteśmy od Kolosvar? — zapytał młody hrabia.
— Z pięćdziesiąt mil, jadąc drogą, która przechodzi przez Petroseny i Karlsburg — objaśnił Jonasz.
— Czy ta droga jest męcząca?
— Dla pieszych podróżnych bardzo męcząca i jeżeli mi wolno zwrócić uwagę pana hrabiego, to zdaje mi się, że należałoby odpocząć dni kilka...
— Czy moglibyśmy dostać jakąkolwiek wieczerzę? — przerwał mu Franciszek de Télek.
— Jeżeli pan hrabia poczeka cierpliwie półgodziny, będę miał zaszczyt ofiarować mu ucztę godną tak zacnej osoby...
— Chleb, wino, jajka i zimne mięso będą dziś dla nas dostatecznem pożywieniem.
— Przyniosę to zaraz.
— Proszę jak najprędzej.
— W tej chwili.
I Jonasz zwrócił się ku drzwiom wiodącym ku kuchni, gdy zatrzymało go pytanie hrabiego.
— Widzę, że mało masz gości w swojej oberży?
— W istocie, w tej chwili niema tu nikogo, panie hrabio!