Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ubroczeni, zwalili się na ziemię: koń na miejscu padł nieżywy pod jeźdźcem na pół żywym i omdlałym. Postrzały, którymi był pokryty, przykuły go w Touffedelys na długo. Musiał się lizać z ran i to go zatrzymywało. A ran było mnogo: sameśmy je rachowały, bo, na honor, opatrywałyśmy je własnemi panieńskiemi rękoma. Za naszych czasów żadna nie bawiła się w skromnisię. Wojna i ciągłe niebezpieczeństwa zmiotły wszelkie udawanie i wszelkie strojenie świętoszkowatych minek. — W zamku Touffedelys nie było cyrulika, były tylko cyruliczki, a ja stałam na ich czele. Nazywano mnie „Majorem“, jako żem do ran opatrunku sposobniejsza była, niżeli tamte struchlałki....“
— „Byłaś ty jednako sposobna, postrzał opatrzyć, jak zadać“ — odezwał się ksiądz.
Dla Jejmość Panny de Percy, tej starej, zapoznanej bohaterki, taki sąd o niej w ustach księdza znaczył tyle, co sława. Stała się tedy bardziej, niż kiedykolwiek, podobna do piwonii na tę uwagę, przez brata wtrąconą.
— „Tak jest! Majorem zwały mnie wszystkie“ — mówiła dalej, rozpromieniona uczuciem połechtanej miłości własnej. — „Robiłam zwykle przegląd ran, które trzeba było opatrzyć; pamiętam przeto, iż ujrzawszy Imci Pana Jakuba rozciągniętego przed nami na wznak i straszliwą siekankę na jego ciele, potoczyłam wzrokiem dokoła po moich pomocnicach: stały dokoła zmienione i blade. A że zawsze byłam, jak św. Jan Złotousty...“