Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

staczający się w przepaść, szliśmy tą ulicą, która od więzienia prowadziła do gilotyny. Całe miasto zowie ją ulicą Żałosną. Naszą rzeczą było sprawić koniecznie, by Des Touches nie musiał nazajutrz iść przez tę ulicę!
Była ona niby ciemna, długa nora, a gmach więzienny bielił się na drugim jej końcu w pośrodku innego jakiegoś placu. Zatrzymaliśmy się na chwilę... aby odetchnąć.“
Opowiadała, jak ten, kto sam przeżył to, co opowiada: przeżywając na nowo wszystko. Ksiądz i baron, obaj ledwie już oddychali.
— „O, co to była za chwila“ — mówiła dalej — „chwila straszliwa: zupełnie jakby człowiek zabierał się do rozbicia okna, wiedząc, że będzie musiał zginąć, jeśli choćby jedna tylko szybka narobi brzęku!.. Żołnierz na warcie, w niebieskiej kapocie, ze strzelbą przewieszoną przez ramię, przechadzał się bezmyślnie przed bramą od jednego słupa do drugiego, jak zakrystyan w kościele podczas nieszporów.
Księżyc, który w godzinę później wyglądał jak sagan zimnej zacierki, na razie oddał nam ostatnią przysługę: ostatnim, mdłym promieniem świecił prosto w twarz placówce, co przeszkadzało mu dostrzedz nasze ruchome cienie na tle nieruchomego cienia kamienic.
— „Placówkę ja biorę na siebie“ — rzekł po cichu Just Le Breton do Imci Pana Jakuba. — I jednym susem wpadł na żołnierza, porwał z sobą kapotę, flintę, człowieka, wszystko — jakby