Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w pośpiechu wierzchniego odzienia. Poniechali takoż i wielkich owych kapeluszów i głowy obwiązali tylko chustkami umoczonemi w rzeczułce. Ci zaś, którzy rany odnieśli, omyli je tam w wodzie. Sam jeno Cantilly został, oczekując towarzyszy; położył się na stosie zbroczonych opończy, bo złamane ramię sprawiało mu ból dotkliwy. Lecz niedługo na nich czekał. Wrócili niebawem. Weszli na plac, kędy tłum toczył się w przeciwnym kierunku i zajęty był gaszeniem pożaru — zrozumieli to odrazu, że wszystko stracone. Hocsonowa, która stała była w zakratowanem okienku kaźni i pożerała wzrokiem wszystko, co się działo na placu — teraz właśnie otwarła Niebieskim drzwi owej celi, gdzie zamknięta siedziała wraz z więźniem.
— „Macie go!“ — rzekła im, wskazując skrępowanego łańcuchami i porzuconego na podłodze. — „Tu jest łotr! — Słyszałam doskonale, jak się łomotali do drzwi i chcieli je podpalać. Lecz choćby w tem więzieniu nakładli ognia, jak w chlebowym piecu, to jużbym się prędzej dała wespół z nim żywcem uskwirzyć, niżbym go miała wydać w czyje ręce, chyba w ręce rakarza, boć on się katu patrzy!“.
Imci Pan Jakób i Vinel-Aunis rzeczywiście usiłowali zapalić owe drzwi, ale zbyt miąższe były i nie dały się podpalić, ani wyważyć. I nie przestawali wysiłków, aż tłumy, poskromiwszy pożar, wpadły na korytarze i na schody więzienne. Wówczas dopiero rzucili się w całym pędzie głową