Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skiego, latarka, rzucająca wiązkę promieni z popod pochylonego naprzód parasola, zgasła nagle, kiedy mijać miała wielki krucyfiks. I zdmuchnął ją nie podmuch wiatru, a ludzkiego tchnienia. Żelazne nerwy tej ręki, co niosła latarkę, podniosły ją właśnie wtedy w górę, na wysokość twarzy jakiegoś widziadła, z którego wychodziły słowa. Niedługo to trwało, niedługo, jedną chwilę, jedno mgnienie. Ale bywają chwile, co wieki całe trwają. Wówczas to psy zawyły. I wyły ciągle jeszcze, kiedy dzwonek zadźwięczał u pierwszej bramy w ulicy Karmelickiej, która idzie od drugiej, najdalszej połaci placu — wyły, gdy osoba w drewniankach wchodziła, lecz już bez drewnianek, do salonu Ichmość Panien de Touffedelys, które na nią czekały z wieczorną pogawędką.
Osoba ta, lub raczej ten mężczyzna, nosił wytworny strój księży „z dawnych dobrych czasów“ — jak często wówczas mawiano. Zresztą nic w tem nie było dziwnego, bo istotnie był to ksiądz.
— „Słyszałam zbliżający się pojazd księdza“ — rzekła młodsza z sióstr Touffedelys Jejmość Panna Sankta. Nie zdolna w żaden sposób zdobyć się nawet na najmniejszy własny dowcip, powtarzała zwykły żart księdza, gdy mówił o swoich drewniankach.
Ksiądz, zrzucił był w przedpokoju długi płaszcz z zielonawego drelichu, który przedtem nawdziany był na czarną sutannę, i wszedł do małego saloniku, wyprostowany, okazały; głowę na ramionach trzymał, jak relikwiarz, i skrzypią! trzewikami