Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wo pomalowany, krwawy Chrystus naturalnej wielkości — wszystko to razem rzeczywiście mogło przerażać przechodnia w drewniankach. Szedł, nastawiwszy parasol naprzeciwko wichurze, a deszcz lejąc, bębnił dudniącemi kroplami po rozpiętym jedwabiu, jak gdyby to nie krople były, lecz ziarnka kryształu.
Niechajby tak ów nieznajomy przechodzień miał istotnie wyobraźnię prostaczka, wierzącego w nadprzyrodzone zjawiska, albo niechajby go niepokoiło sumienie, czy trawił smutek, lub niechby poprostu był jedną z tych istot wrażliwych, jakie zdarza się widzieć na wszelkich szczeblach społecznej drabiny — to każdy przyzna, iż wszystko, co się dotąd powiedziało, do szpiku kości mogłoby go przejąć dreszczem i bicie jego serca przyspieszyć w dwójnasób. A już najbardziej przerażać mógł go ten wizerunek zbroczonego krwią Boga. Nawet za dnia, w wesołem świetle słonecznem, odrazę budziło grubiaństwo kolorów, jakiemi był pomalowany, a cóż dopiero w nocy, kiedy go wprawdzie nie było widać, a jednak czuło się jego obecność tuż, w pobliżu — i wiedziało się, że wyciąga ramiona w noc czarną.
Ale, jak gdyby tego jeszcze nie dość było — stała się nagle rzecz dziwna, tem dziwniejsza w tem miasteczku, gdzie o takiej porze wtuleni w barłóg śpią żebracy i gdzie uliczni rzezimieszkowie, bohaterzy gościńców, byli czemś prawie nieznanem — zaiste rzecz stała się niesłychana. Na rogu ulicy Siqueta, w pośrodku Placu Kapucyń-