Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

deszcz padający bezustannie od rana i ciemność — bo przecie było to w grudniu — i tryb życia w tem zamożnem, nieruchliwem, zacisznem miasteczku, tłomaczyły dostatecznie pustkę, jaka zalegała plac Kapucyński; to też niejeden mieszczanin, oddawna siedzący w domu, musiał się zadziwić, jeśli usłyszał poprzez szczelnie zamknięte okiennice chód pary drewnianek, co zgrzytały i klekotały po mokrym bruku; niebawem zaś inny hałas gwałtownie zawtórował ich łoskotowi.
Drewnianki minąwszy róg placu, wysypanego żwirem w pośrodku, a brukowanego wzdłuż czterech połaci, przechodziły widocznie obok zielono malowanej bramy pana de Mesnilhousseau (dla licznej psiarni, którą chował, zwano go Mesuilhouseau, Psi-Wujek) — drewnianki tedy stąpaniem swojem zbudziły całą sforę onych śpiących stróżów. Więc przeciągłe wycie wzbiło się ponad mur dziedzińca i rozlegało się bez końca, a brzmiała w niem ta rozpaczliwa żałość, jaką czuć w psiem skomleniu po nocy. To jednostajne, beznadziejne, przewlekłe skowytanie psów, co próbowały wetknąć nozdrza i przednie łapy pod olbrzymią bramę wjazdową, jakby na placu przeczuwały rzecz jakąś niesłychaną i straszliwą; ów czarny wieczór i wicher zacinający dżdżem i ów pusty plac, dawniej taki wesoły, drzewami w kwadrat zasadzony, na podobieństwo angielskiego skweru i zdobny białemi sztachetkami — ów plac budzący obecnie grozę, odkąd w roku 182.. postawiono w środku krzyż, a na krzyżu męczył się jaskra-