Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciem w bębny konie, stawały gdzie-niegdzie dęba i ogarniał je powiew bitwy, która jęła się toczyć na tjm straszliwym placu; ponad głowami wspinały się tedy konie, ukazując przednie podkowy, a tu i owdzie stada wołów zbijały się w kupę, stawały z rykiem jedne na drugich, wyprężały się w grzbietach, wierzgały zadem, prostowały sztywnie ogony zupełnie jakby pod ukąszeniem bąków. Ale tam, gdzie Jedenastka młóciła, tam już nawet falowania tłumów nie było. Tam wyłom się robił. Krew bryzgała i kurzyła się tumanem, jak woda pod młyńskiem kołem! Tam nie można już było kroku zrobić, nie potykając się na ciałach, leżących jak skoszona trawa. To zaś, iż deptali po trupach musiało im widocznie przywieść jednę myśl do głowy, bo wszyscy Jedenastu, siękąc, poczęli na raz wyśpiewywać wesoło starą śpiewkę normandzką:

Kośmy trawę, kośmy trawę,
Skoszona trawa odrasta.

Ale trawa nie odrosła. Gdybyś Waszmość chciał, pokazanoby ci nawet i teraz jeszcze to miejsce, gdzie owi straszni kosiarze zawodzili tę piosnkę. Trawa na tem miejscu nigdy nie porosła, bo wrząca krew, która tam ziemię oblała, musiała ją na wskróś przepalić.
Dotrzymywali pola mniej więcej przez dwie godziny... Lecz Cantilly miał złamane ramię, La Veresnerie głowę rozbitą, Beaumont obojczyk strza-