Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się zeń bitwa. Cały las jasionowych kołów na ogromnej przestrzeni podniósł się w powietrze, jarmarku zaniechano całkiem, i nigdy przy młocce bijaki cepów nie padały tak gęsto na kłosy, jak w tym dniu kije tłukły po głowach. W owych czasach polityka siedziała ludziom tuż pod skórą; krew lała się strugą za byle uderzeniem, a barwę krwi rozpoznawano snadnie po pierwszej kropli przelanej. „To Partyzanci!“ — rozległy się na raz krzyki z dwudziestu stron. A na ten głos poczęto bić w bębny na larum. Owo bębnienie na alarm, któregośmy z wieży nie dosłyszały, rozległo się po całem Avranches, i miasteczko porwało się na nogi. Batalion Niebieskich Mundurów chciał z bagnetem w ręku przedrzeć się przez tłum falujący na targowicy, ale na próżno! Byliby musieli przebojem rozerwać ów natłok mężczyzn, kobiet i dzieci, mrowiący się wszędzie; ścisk ten samym swoim naporem zmiażdżyć mógł garstkę Partyzantów. Dwunastka, lub raczej Jedenastka, bo Vinel-Aunis był w gmachu więziennym — kręciła się nakształt powietrznej trąby wirującej wpośród onego morza ludzi, którego odmęty biły wprost na nich. Lecz oni siekli batogami i wywijali młyńce pałkami, zebrawszy się w sobie, i nie przerachowali się z siłami swemi. Kto tylko naciskał na nich, kto na ich razy odpowiadał razami, padał na miejscu pokotem.
Zresztą na całej targowicy powstał chaos nie do opisania: napór i falowanie olbrzymie tłumów, a wśród owej czerni, spłoszone zgiełkiem i bi-