Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozruch. Co żyło, zerwało się z krzykiem i wygrażaniem, a w ścisku i zamęcie chlupotały pod nogami — na razie jeszcze — kałuże jabłeczniku, lecz niebawem polać miała się i krew. Kobiety wydawały przeraźliwe piski, które podniecają wściekłość mężczyzn i rozdrażniają ich, jak dźwięk piszczaki. Chciały uciekać, a nie mogły przebić się w gęstym tłumie, który rzucił się na obu handlarzy zboża i chciał ich zdusić.
— „Zrobiłeś Waszmość Pan pierwsze pociągnięcie smyczkiem“ rzekł do Justa le Breton de la Veresnerie z wrodzoną sobie uprzejmością — „ale jeśli mamy wygrać cały kawałek do samego końca, starajmyż się wyjść z tej budy, bo tu niema miejsca nawet na wykręcenie pałką porządnego młyńca“.
I usiłowali barkami, głowami, piersiami swemi przełamać natłok tak zbity, że pod jego nawalą mało nie pękały płócienne ściany budy, do której zbiegały się zewsząd nowe tłumy zwabione tem, co zaszło. Ale powódź ludzka wzmagała się z każdą chwilą. Aby tedy mieć zewnątrz posiłki, krzyknęli na towarzyszy, czekających dookoła namiotu, ci zaś, jak na komendę, porwali się, słysząc okrzyk:
— „Sam tu! Handlarze zboża!“
Musiało to być widowisko ciekawe! Tamci bowiem zawtórowali temu wołaniu trzaskiem okrutnych swych biczów i siec poczęli tłum, a harapy zupełnie jak ostrza z damasceńskiej stali, przecinały twarze. Był to istny atak, istna też wywiązała