Strona:PL Jules Barbey d’Aurévilly - Kawaler Des Touches.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kańskich szpiegów postanowili wejść do miasta z dwunastu stron, każdy w pojedynkę. A poprze — dzierzgali się w handlarzy zboża, ubrawszy się — jak oni — w białe opończe, na głowy zaś powdziewali wielkie kapelusze, zwane pokrywami od garnków. Kapelusze te całą twarz zasłaniały, tak, iż ledwie z pod nich wyzierała, zacieniona jakby pod okapem. W dodatku przyprószyli mąką skrzydła owych kapeluszy.
— „Nie możemy mieć przypiętej białej kokardy, niech przynajmniej te ubielone kapelusze będą znakiem, po którym rozpoznamy się nawzajem w tłumie“ — rzekł Vinel-Royal-Annis.
Nie dało się w żaden sposób zabrać dubeltówek, ni karabinów. Ale niektórzy z nich wsunęli za pas po pod opończę noże i pistolety. Zresztą wszyscy, co do jednego, przewieszone mieli w poprzek przez ramię do biodra owe straszne bicze, jakich używają handlarze zbożem. Prowadzą oni bowiem prawie zawsze kilka koni, obładowanych workami ze zbożem lub z mąką. Broń ta przerażająca ma rękojeść hartowaną w ogniu, a jest zrobiona z rzemieni plecionych, na końcu zaś owej plecionki bicze te mają sześciocalowe żądła, tak, iż razy nimi zadane przecinają skórę.
Podpierał się każdy z nich jasionowym kołkiem. Każda normandzka dłoń przywykła do takiej laski. Niech we mnie piorun strzeli — jeśli ludzie o tak silnej garści i tak mężnem sercu nie mogli śmiało z taką normandzką maczugą iść choćby na armaty!