Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hassima, obejmującej rękojeść krissa; powiódł kolejno wzrokiem po wszystkich przedmiotach w kajucie, jakby chciał wyryć sobie nazawsze w pamięci ich miejsce, i wyszedł za siostrą bezszelestnemi krokami.
Wkroczyli w tę samą ciemność, która przyjęła, ogarnęła i ukryła zmącone dusze Lingarda i Edyty; ale dla tych dwojga Malajów światło, z którego ich wygnano, stało się teraz światłem zakazanych nadziei; gorzało straszną i spokojną jasnością, jak latarnia paląca się na brzegu przed oczami wyczerpanego pływaka, który za chwilę ma ulec nieubłaganemu morzu. Obejrzeli się — światło znikło; Carter zamknął za nimi drzwi kajuty, aby rozmówić się z Shawem. Chciał wejść z nominalnym dowódcą w pewnego rodzaju kompromis, któryby umożliwił im współpracę, lecz Shaw był tak wytrącony z równowagi przez świeży zamach na jego godność, że młody obrońca brygu nie mógł nic z niego wyciągnąć, prócz narzekań pomięszanych z łagodnemi bluźnierstwami. Bryg spał, a na spokojnym pokładzie słychać było podniesione głosy z kabiny; prośby i wyrzuty Shawa skierowane wrzaskliwie ku niebu, oraz cedzone niezmiennie słowa Cartera zlewały się w głuchy i nieustanny pomruk, który się wznosił i opadał. Warty na śródokręciu, patrzące bez ruchu w ciemność z uchem zwróconem ku morzu, słyszały ten dziwaczny odgłos, który zdawał się unosić za ich plecami jak duch kłótni. Wasub, odprowadziwszy do łódki Hassima i Immadę, wałęsał się czujnie tam i sam wzdłuż całego okrętu. Nie było ani jednej gwiazdy na niebie, a na morzu ani jednego błysku; nie dostrzegało się ani horyzontu, ani żadnego konturu czy kształtu, na którym wzrok mógłby spocząć, który możnaby objąć ręką. Ciemność, wydająca się nieskoń-