Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie 02.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mruknął do siebie Jörgenson i jeszcze bardziej sposępniał. — Nawet ja mu się nie oparłem.

IV

Jörgenson, zobaczywszy że czółno oddala się od statku, przestał żyć duchowo. Nie trzeba już było się zastanawiać ani wysilać swej pomysłowości. Skończył z tem wszystkiem. Pojęcia jego były dokładnie ustalone i mógł przebiegać je myślą z zaziemskiem oderwaniem — jak duch — podobnie jak nawiedzał pokład Emmy. Na widok pierścienia Lingard wróci do Hassima i Immady, którzy teraz również byli więźniami; Jörgenson wcale jednak nie myślał, aby im groziło poważne niebezpieczeństwo. Rzecz tak się miała poprostu, że Tengga zdobył zakładników, których Jörgenson uważał za bliskich Lingardowi. Byli mu istotnie bliscy. Zjednoczył się z nimi silnie, bardzo silnie. Byli z nim związani i mieli do niego prawo — zupełnie taksamo, jak wiele lat przedtem ludzie tej samej rasy mieli prawo do Jörgensona. Tylko że Tom jest człowiekiem znacznie większej miary. Jest człowiekiem bardzo wielkiej miary. Mimo to Jörgenson nie widział dlaczegoby Tom miał ujść swemu losowi — któremu uległ on, Jörgenson — dlaczegoby miał uniknąć wchłonięcia, ujarzmienia przez tamtych, zespolenia się z nimi — w przegranej czy też zwycięstwie. To była nieunikniona konieczność i Jörgenson nie wątpił, że na wezwanie pierścienia Lingard nie cofnie się przed nią. Jörgenson dążył do tego, aby Lingard przestał się zajmować tymi białymi — należącymi do gatunku ludzi, których stopy śladów nie zostawiają.
Może na pierwszy rzut oka wysłanie tej kobiety