Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych słowach metysa Brown żachnął się i rzucił przekleństwo. Cornelius powiedział mu poprostu o zbrojnym oddziale Daina Warisa w dole rzeki. Z początku Brown myślał, że jest zaprzedany i zgubiony, lecz po chwili zastanowienia uznał, iż nie mogło tu chodzić o podstęp. Nie odpowiedział nic, a Cornelius zauważył po chwili tonem zupełnie obojętnym, że jest jeszcze inny przejazd rzeką, dobrze mu znany.
„ — To wcale pożyteczna wiadomość — rzekł Brown, nastawiając uszu; Cornelius zaś zaczął rozpowiadać, co się dzieje w mieście i powtórzył wszystko, o czem mówiono podczas obrad, plotkując jednostajnie przyciszonym głosem prosto do ucha Browna, jak się mówi wśród śpiących ludzi, których się nie chce obudzić.
„ — On myśli że mnie unieszkodliwił, co? — mruknął Brown bardzo cicho.
„ — Tak. To dureń. Niewiniątko! Zjawił się tu i obdarł mię — ciągnął monotonnie Cornelius — i wkradł się w zaufanie wszystkich ludzi. Ale gdyby zaszło coś takiego, żeby przestali mu wierzyć, coby się wówczas z nim stało? A ów Bugis, Dain, który czeka w dole rzeki na pana, panie kapitanie, to ten sam, który zapędził was na kopiec, kiedyście się pokazali. — Brown zauważył niedbale, że byłoby lepiej spotkania z nim uniknąć, na co Cornelius oświadczył równie obojętnym tonem, jakby w zamyśleniu, że zna pewien przesmyk, dość szeroki aby łódź Browna mogła objechać od tyłu obóz Warisa. — Tylko musicie przywarować cicho — dodał — bo w jednem miejscu przejeżdża się tuż za obozem. Bardzo blisko. Rozłożyli się nad rzeką, a łodzie wyciągnęli na brzeg.
„ — Oho, już my potrafimy przyczaić się jak mysz pod miotłą — niech się pan nie boi — rzekł Brown.