Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który zwykle nosił, i dał go Tamb’ Itamowi. Gdy Tamb’ Itam wyruszył ze swą misją, obóz Browna na kopcu był ciemny, tylko przez gałęzie jednego z drzew, ściętych przez białych ludzi, jaśniał niewielki krąg żaru.
„Poprzedniego dnia nad wieczorem Brown dostał od Jima złożoną kartkę papieru ze słowami: „Droga jest wolna. Proszę wyruszyć z rannym przypływem, w chwili gdy wasza łódź znajdzie się na wodzie. Niech pańscy ludzie będą ostrożni. Zarośla po obu stronach zatoki i ostrokół u przesmyka pełne są zbrojnych ludzi. Nie udałby się Panu żaden wybryk, ale nie myślę aby Pan pragnął rozlewu krwi“. Brown przeczytał kartkę, podarł ją na drobne kawałki, i zwracając się do Corneliusa, który ją przyniósł, rzekł szyderczo: „Żegnaj, drogi przyjacielu“. Cornelius był popołudniu w forcie i snuł się ukradkiem naokoło domu. Jim wybrał go na posłańca, ponieważ metys umiał po angielsku i znany był Brownowi; nie groziło więc niebezpieczeństwo, aby który z ludzi Browna zastrzelił go przez omyłkę w zdenerwowaniu, jak to się mogło zdarzyć Malajowi zbliżającemu się o zmierzchu.
„Cornelius nie odchodził po oddaniu kartki. Brown siedział przy małem ognisku; wszyscy inni leżeli.
„ — Mógłbym panu powiedzieć coś, czego by pan się chętnie dowiedział — burknął Cornelius. Brown nie zwrócił na to uwagi. — Nie zabił go pan — ciągnął metys — i co pan ma za to? Mógł pan dostać od radży pieniędzy, poza rabunkiem wszystkich domów bugiskich, a teraz pójdzie pan z kwitkiem.
„ — Lepiej pan się stąd zabieraj — warknął Brown, nie spojrzawszy nawet na Corneliusa. Lecz ten opadł na kłodę obok Browna i jął szeptać bardzo prędko, dotykając jego łokcia od czasu do czasu. Przy pierw-