Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cornelius wymówił sobie, że jeśli się podejmie służyć za pilota, jego czółno będzie holowane przez łódź Browna. — Muszę prędko wrócić — wyjaśnił.
„Dwie godziny przed świtem najdalej wysunięte placówki dały znać do ostrokołu, iż biali zbójcy schodzą do swej łodzi. W bardzo krótkim czasie wszyscy zbrojni ludzie Patusanu byli w pogotowiu, lecz wybrzeża rzeki pozostały takie spokojne, że gdyby nie ogniska wybuchające zamglonemi płomieniami, możnaby było myśleć, iż miasto śpi jak w czasie pokoju. Gęsta mgła leżała bardzo nisko na wodzie, tworząc coś w rodzaju złudnego, popielatego światła, które nic nie rozjaśniało. Gdy wielka łódź Browna wysunęła się z zatoki na rzekę, Jim stał na przylądku przed ostrokołem radży — w tem samem miejscu, gdzie po raz pierwszy postawił nogę na gruncie Patusanu. Zamajaczył przed nim cień poruszający się wśród szarości, samotny, bardzo wielki a jednak prawie nieuchwytny dla oka. Szmer cichej rozmowy dochodził stamtąd. Brown, siedzący u steru, usłyszał że Jim mówi spokojnie:
„ — Droga wolna. Puśćcie się lepiej z prądem póki jest mgła; ale ona niedługo już się podniesie.
„ — Tak, wkrótce będzie wszystko widać — odparł Brown.
„Pod ostrokołem trzydziestu czy czterdziestu ludzi wstrzymało oddech, stojąc z muszkietami gotowemi do strzału. Właściciel statku, Bugis, którego widziałem na werandzie Steina, był właśnie wśród nich i opowiadał mi że łódź, okrążająca wówczas bardzo blisko przylądek, rzekłbyś stała się na chwilę ogromna i spiętrzyła się u brzegu nakształt góry.
„ — Jeśli się panu opłaci poczekać dzień u ujścia