Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pewne — miał dla białego tylko pogardę. Chciano zamordować Jima z powodów głównie religijnych, jak mi się zdaje. Miał to być prosty akt pobożności (i właśnie dlatego wysoce chwalebny), ale skądinąd bez wielkiego znaczenia. Było to również zdanie Corneliusa.
— „Czcigodny panie — dowodził, łasząc się przede mną, kiedy zdołał mię jeden jedyny raz sam na sam przyłapać — czcigodny panie, skąd ja mogłem wiedzieć? Kimże on był? Co mógł zrobić, aby ludzie mu uwierzyli? Cóż pan Stein sobie myślał, posyłając takiego młodego chłopca, aby traktował z góry starego sługę? Gotów byłem ocalić go za osiemdziesiąt dolarów. Tylko za osiemdziesiąt dolarów. Czemu się ten dureń stąd nie wyniósł? Więc ja miałem się narażać na zasztyletowanie z powodu jakiegoś cudzoziemca? — Płaszczył się przede mną, zgiąwszy się wpół obłudnie, a ręce jego błądziły u mych nóg, jakby był gotów objąć mi kolana. — I cóż to jest, osiemdziesiąt dolarów? Drobna sumka, odpowiednia dla bezbronnego starca zrujnowanego na całe życie przez tę zmarłą piekielnicę“. — Tu się rozpłakał. Ale uprzedzam wypadki. Natknąłem się owej nocy na Corneliusa dopiero po rozmowie z dziewczyną.
— Była daleka od egoizmu, nalegając aby Jim ją opuścił, a nawet aby wyjechał z kraju. Miała na myśli przedewszystkiem jego bezpieczeństwo, nawet jeśli pragnęła także siebie ocalić — może nieświadomie; ale zważcie na ostrzeżenie, które miała w pamięci, zważcie na to, że mogła wyciągnąć naukę z każdej chwili życia swej niedawno zmarłej matki, życia, w którem skupiały się wszystkie jej wspomnienia. Padła Jimowi do nóg — tam na wybrzeżu, w dyskretnem świetle gwiazd, które nie ukazywało nic