Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wzrostem ze wszystkich oficerów w marynarce handlowej, a ta kobieta miała pięć stóp dziesięć cali i była podobno silna jak koń. Szamotali się to w jedną, to w drugą stronę, nieszczęsna dziewczyna wrzeszczała jednym głosem, a Bob od czasu do czasu krzyczał na swoich ludzi, żeby się trzymali w porządnej odległości od statku. Jeden z majtków mówił mi potem, kryjąc uśmiech na to wspomnienie:
— „Dalibóg, panie kapitanie, wyglądało to jakby niegrzeczny malec bił się ze swoją matką“. Ten sam stary majtek opowiadał mi innym razem: „W końcu zobaczyliśmy że pan Stanton przestał ciągnąć dziewczynę, tylko stał i patrzył na nią, jakby jej pilnował. I ot co przyszło nam potem na myśl: pewnie liczył na to, że prąd wody oderwie ją od poręczy i umożliwi mu ratunek. Nie odważyliśmy się zbliżyć do okrętu; po krótkiej chwili poszedł nagle na dno, przechyliwszy się na prawą burtę — chlup! Woda wessała wszystko ze straszliwą siłą. Nie widzieliśmy nigdy aby coś żywego lub martwego wydostało się na powierzchnię“.
— Zdaje się że krótki pobyt biednego Boba na wybrzeżu był wynikiem miłosnych komplikacyj. Bob cieszył się nadzieją iż skończył z morzem raz na zawsze, i był przekonany że największe szczęście na ziemi stało się jego udziałem, tymczasem skończyło się na tej agenturze od ubezpieczeń. Jakiś jego kuzyn z Liverpoolu wsadził go do tego interesu. Bob opowiadał nam często swoje doświadczenia na tem polu. Tak nas rozśmieszał, że w końcu zawsześmy się popłakali. A Bob, wcale zadowolony z wywołanego wrażenia, stał między nami, malutki, z brodą po pas, podobny do krasnoludka, i mówił, podnosząc się na czubki palców: