Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— „Dobrze wam się śmiać, szelmy, ale mówię wam — po tygodniu takiej roboty nieśmiertelna dusza kurczy się w człowieku jak zeschnięte ziarnko grochu“.
— Nie wiem, jak dusza Jima przystosowała się do nowych warunków życia — zanadto mię zaprzątało wynalezienie dla niego zajęcia, któreby mu zapewniło jaką taką egzystencję — ale nie wątpię że bujna jego wyobraźnia cierpiała straszne męki głodu. Z całą pewnością nie miała się czem karmić w tym nowym zawodzie Jima. Boleśnie było patrzeć na niego przy tej pracy, choć trzeba przyznać z uznaniem, że odwalał ją z upartą pogodą. Patrzyłem jak się mozolił nad nędzną robotą, i zdawało mi się że to jest kara za bohaterskie rojenia jego imaginacji — pokuta za pożądanie chwały, której nie był w stanie udźwignąć. Zanadto się rozmiłował w wyobrażaniu sobie, że jest wspaniałym wyścigowcem, a teraz został skazany na niezaszczytny znój, jak szkapa woziwody. Wykonywał bardzo dobrze swe obowiązki. Zamknął się w sobie, spuścił głowę, nie poskarżył się nigdy ani słowem. Bardzo to było piękne, doprawdy — wyjąwszy niektóre fantastyczne i gwałtowne wybryki Jima przy tych nieszczęsnych okazjach, kiedy nieposkromiona historja Patny na wierzch wypływała. Ten skandal ze wschodnich wód nie dawał się niestety pogrzebać. I właśnie dlatego nie mogłem mieć poczucia, że na dobre z Jimem skończyłem.
— Siedziałem więc po odejściu francuskiego porucznika, myśląc o Jimie, ale rozpamiętywania moje nie były związane z chłodnym, posępnym pokojem przy sklepie De Jongha, gdzieśmy niedawno zamienili z Jimem pośpieszny uścisk ręki. Wspominałem jak siedzieliśmy sam na sam — przed kilku laty — na