wo-afrykańska wieś odtworzona z żelaza. Obrzeżone przez czarne, lśniące kałuże, płaskie bagno ciągnie się milami. Daleko w głębi grunt się wznosi, zamykając widok nieprzerwanym lesistym stokiem, tworzącym w oddali nieskończony wał porośnięty krzewami.
Potem przy łagodnym zakręcie Lower Hope Reach ukazują się wyraźnie grupki fabrycznych kominów, wysokie i smukłe nad przysadzistemi szeregami wytwórni cementu w Grays i Greenhithe. Dymią spokojnie na tyle ogromnej jasności wspaniałego zachodu słońca, nadając krajobrazowi przemysłowy charakter; mówią o pracy, fabrykach i handlu, jak kępy palm na koralowych brzegach dalekich wysp mówią o bujnym wdzięku, o pięknie i sile podzwrotnikowej przyrody. Domy Gravesend tłoczą się na brzegu jakby w nieładzie, rzekłbyś zbiegły na chybił trafił ze szczytu wzgórza w głębi krajobrazu. Tu się kończą płaskie wybrzeża Kentu. Flota holowników parowych stoi na kotwicy przed różnemi molami. Rzuca się w oczy wieża kościelna, pierwsza którą się dostrzega wyraźnie z morza, pełna wdzięku i zadumy, pogodna w swym pięknym kształcie nad chaotycznym nieporządkiem ludzkich domostw. Lecz z drugiej strony, na płaskim brzegu Essexu, bezkształtny i samotny czerwony gmach — wielki stos cegieł o licznych oknach i łupkowym dachu bardziej niedostępnym od alpejskich zboczy — góruje nad zakrętem w swej potwornej brzydocie jako najwyższy, najcięższy budynek na mile wokoło, niby hotel, niby kamienica czynszowa (o wszystkich mieszkaniach do wynajęcia), wygnana tu na te pola z ulicy, z West Kensigton. Tuż blisko, jakby za węgłem, na molo z kamiennych bloków i drewnianych słupów, biały maszt, wysmukły jak źdźbło słomy i przekreślony reją niby dru-
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/134
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.