Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

natnych gromadkach, niby ptaki na stawie. Na imponującej przestrzeni wielkiego ujścia ruch handlowy portu — w którym dokonywa się tak wielka część pracy świata i pracy ludzkiej myśli — staje się nieznaczny, rozproszony; cienkie sznury statków ciągną się aż do wschodniej dzielnicy i snują poprzez różne spławne kanały, których rozbieżność zaczyna się od latarniowca na Nore. Handlowe statki przybrzeżne sterują ku północy; okręty dalekich wód kierują się na wschód z odchyleniem ku południowi, poprzez Downs, ku najdalszym krańcom świata.Między rozszerzającemi się brzegami, które zapadają w szarą, dymną dal, ogrom morza wchłania handlową flotę tęgich statków, które Londyn wysyła przy każdej wysokiej wodzie. Suną jedne za drugiemi, mijając bardzo blisko wybrzeże Essexu. Jak paciorki różańca, odmawianego przez skrzętnych armatorów na intencję większych zysków dla świata, przesuwają się jeden za drugim ku wolnej przestrzeni, a tymczasem na otwartem morzu statki dążące do kraju ukazują się pojedyńczo i w gromadkach zza morskiego horyzontu, zamykającego ujście rzeki między Orfordness i North Foreland. Zmierzają wszystkie ku Nore, ciepłej plamce czerwieni wśród płowych i szarych tonów, między odległemi brzegami, które zbiegają się na zachodzie, niskie i płaskie, niby krawędzie olbrzymiego kanału. Morski obszar Tamizy ciągnie się w linji prostej, a gdy się zostawi za sobą Sheerness, brzegi wydają się bardzo odludne z wyjątkiem grupki domów, która się składa na Southend, lub tu i ówdzie samotnych drewnianych pomostów, gdzie statki naftowe zostawiają swój niebezpieczny ładunek, a zbiorniki z zapasami nafty, niskie i okrągłe o zlekka sklepionych dachach, stoją nad samą krawędzią brzegu, niby środko-