Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Sylena“. A gdy już zasiedli przy stoliku, zaczął uzupełniać swą łaskawą opinię. — Nie jesteście nawet doktorem. Natomiast jesteście śmieszni. Wasze wyobrażenia o ludzkości, która na całej ziemi — od bieguna do bieguna — będzie pokazywała język i zażywała pigułki na rozkaz kilku nadętych pajaców, oto proroctwo godne tego co je wypowiedział. Proroctwo! Po kiego licha myśleć o tym co będzie! — Podniósł kufel. — Na zagładę tego co jest — rzekł spokojnie.
Wypił i zapadł z powrotem w zwykłe sobie, osobliwie znaczące milczenie. Gnębiła go myśl o ludzkości, nieprzeliczonej jak piasek na morskim brzegu, równie jak piasek niezniszczalnej i trudnej do opanowania. Wśród bezmiaru jej biernych ziarenek huk pękających bomb zatraca się bez echa. Na przykład ta sprawa Verloca. Kto już dziś o niej myśli?
Ossipon, niby przynaglony tajemniczą siłą, wyjął z kieszeni kilkakrotnie złożony dziennik. Profesor podniósł głowę, słysząc szelest.
— Co to za gazeta? Jest tam co ciekawego? — spytał.
Ossipon drgnął jak nastraszony lunatyk:
— Nie. Nie ma tu nic. To gazeta sprzed dziesięciu dni. Zapomniałem że mam ją w kieszeni.
Ale nie wyrzucił tej starej gazety. Zanim ją schował z powrotem, zerknął na ostatnie zdanie pewnej notatki. Brzmiało jak następuje: „Nieprzenikniona tajemnica zawiśnie chyba na wieki nad tym czynem szaleństwa lub rozpaczy“.
Były to końcowe słowa notatki pod tytułem: „Samobójstwo pasażerki na statku kursującym po Kanale Angielskim“. Towarzysz Ossipon był już obznajmiony z pięknym dziennikarskim stylem tej