Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Może się czasem i nudzę, mój drogi, ale cóż robić? Nauka jest dziś w modzie, jak niedawno temu była modną literatura piękna. Rozyno, ściskasz mnie zanadto w pasie... Chemia, fizyka, matematyka, filozofia, od pewnego czasu także ekonomia polityczna zmiotły z naszych tualet i biurek romanse, tragedye, poezye. Jesteśmy tu wszystkie tak uczone, iż dziwimy się same swojej mądrości. Uśmiechasz się? Zobaczysz sam. Zawiozę cię jeszcze dziś do pani de Beauharnais, gdzie się twoje oczy drwiące,...dobrze ci z tym drwiącym uśmieszkiem w mądrych oczach... i twoje uszy niewierne przekonają o naszej erudycyi, tak głębokiej, iż ci się w głowie zawróci od tej głębi... Filipino, masz dziś ciężką rękę; zamiast zerkać na pana wicehrabiego, niecnoto, uważaj pilniej na grzebień... Od lat trzech słuchamy, mimo oporu księdza Garnier, onego niepoprawnego wstecznika, wykładów w Collège Royal gdzie zachwycamy się mądrością Lalande’a i Condorcet’a.
— Tych ateuszów? — wtrącił wicehrabia.
— O, jak się zacofanie, po staroświecku wyrażasz, kuzynku z głuchej prowincyi. Z Honolulu przyjeżdżasz, z Otaiti? Mówi się filozofów, boskich filozofów. U nas są wszyscy uczeni, astronomowie, matematycy, chemicy, botanicy, równocześnie filozofowie, bo wszyscy wierzą tylko w rozum.