Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 01.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomyśiną na twojej zdrowej rumianej twarzy szczęśliwego wieśniaka. Jacy wy szczęśliwi na prowincyi, na wsi!
Pytania te i uwagi rzucała hrabina szybko, nerwowo, końcami ust, nie czekając na odpowiedź, zajęta więcej zwierciadłem, niż gościem.
Krzątały się przy niej dwie pokojowe, dziewczyny młode, ładne, zręczne, ubrane w krótkie, podkasane spódniczki, zakryte z przodu białymi, muślinowymi fartuchami. Ich ręce, obnażone powyżej łokci, pracowały skrzętnie nad upiększeniem pani, co im wcale nie przeszkadzało rzucać od czasu do czasu zalotnych spojrzeń w stronę wicehrabiego. Jedna z nich opinała hrabinę w gorset, druga przygotowywała grzebienie do czesania.
— Błogosławiona dolina, ujęta w widły Garonny i Loty, zawodzi nas już trzeci rok z rzędu — odezwał się wicehrabia — źródła wina wyczerpały się.
— Czy być może? Ach prawda! Czytałam w którejś z ostatnich broszur ekonomicznych, że urodzaje znów tego roku niedopisały w różnych częściach kraju. Nie wiedziałam, że także u was. Gdzież ta broszura?
Na tualecie, pomiędzy mnóstwem buteleczek, słoików, szpilek i wstążek, walało się kilka broszur treści filozoficznej i ekonomicznej.
— Kuzynka nie nudzi się tą ciężką lekturą? — zapytał wicehrabia.