marzeń wszystko, co przyjść ma i co będzie »potem«:
to najstarsza z cnót wszystkich, — imię ma Nadziei.
Trzecia przy nich dziewica z tęsknotą na czole,
nad marzenie piękniejsza i większa nad życie,
do poświęceń gotowa i pragnąca skrycie
rany wszystkie zamykać, wszystkie koić bole,
krzywd pamiętać nie zdolna, błędom pobłażliwa,
zawsze cicha i wierna, bez cienia obłudy,
świat święcąca i łzami zmywająca brudy:
to największa z cnót wszystkich, — Miłość się nazywa.
Ta marmurowa matką w dzieciństwie mi była;
na jej łonie-m spał cicho u krzyża podnóży,
cieniem jego osłoni on od życiowej burzy,
a we śnie mi się bajka — ach! szczęśliwa śniła...
Z kolan matki zeszedłszy igrałem z Nadzieją,
jak ze siostrą; motyle ścigałem na łące,
rwałem bluszcze zielone i róże pachnące
i kochałem się w gwiazdach, co na niebie tleją.