Przejdź do zawartości

Strona:PL Jean Webster - Długonogi Iks.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ta myśl, ale po otrzeźwieniu powiedziałam sobie: — nie!
Byłoby przecież nielogicznie z mojej strony odmawiać pańskich pieniędzy na opłacanie kolegjum, a zarazem przyjmować je na przyjemności! Nie powinien pan przyzwyczajać mnie do zbyt wielkiego dogadzania sobie. Nie czuję się braku tego, czego się nigdy nie posiadało, ale strasznie trudno jest obywać się bez rzeczy, które zaczęło się uważać za własne z przyrodzenia.
Życie wspólne z Julją i Sallie wystawia wciąż mój stoicyzm na ogniowe próby. Obie posiadały tysiące rzeczy od kołyski i dla tego przyjmują szczęście jako rzecz naturalną. Uważają, że należy im się od świata wszystko, czego im potrzeba. Może jest tak w istocie; w każdym razie życie zdaje się uznawać ten dług i wypłaca się im z niego. Mnie wszakże nie jest ono nic winno i wyraźnie oświadczyło mi to z samego początku. Nie mam prawa pożyczania na jego rachunek, bowiem przyjdzie chwila, kiedy odrzuci ono moje żądania.
Zapuściłam się na szerokie wody przenośni, myślę jednak, że pan uchwyci nić przewodnią mojego rozumowania.
W każdym razie czuję najwyraźniej, iż jedyną uczciwą rzeczą, jaką winnam uczynić, jest poświęcenie tego lata belferce i rozpoczęcie istnienia o własnych siłach.


Magnolje.
Cztery dni później.

Stanęłam właśnie w tem miejscu listu, kiedy — niech pan zgadnie, co się stało? Weszła służąca z biletem wizytowym „panicza Jerry“. I on także wyjeżdża tego lata zagranicę; nie razem z Julją i jej ro-