Strona:PL Jan Lemański Colloqvia albo Rozmowy.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LEW STARY, porzucając kość.

O synu nieszczęsny! —
Ten, z któregośmy żyli łaskawości mięsnej!..


LEW MŁODY.

Ojcze, tyś zepsiał!..


LEW STARY.

Ha, kto nie zepsieje,
Gdy za byle złe salto po dniach całych nie je.


LEW MŁODY, wskazując na otwarte drzwi.

Uciekajmy!


LEW STARY.

Zwaryował!


LEW MŁODY.

Toż klatka otwarta!
Hej w pustynię, w pustynię, gdzie stada gazeli!..


LEW STARY.

Hm... gazeli?..

Po namyśle.

Nie, na nic! Sprawa dyabła warta.
Uciekamy. Cóż dalej? Anibym zipnęli,
Jużby nas upolował lub pojmał myśliwiec —
In primis sobie, synku, zanotuj to i wiedz,
Że, jako cyganerya — mówię ci otwarcie —