Strona:PL Jan Kasprowicz - Księga ubogich.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Że huk ten, nie grzmot i nie tentent,
Z pod kół potwornych wyrasta
Jakiejś machiny potwornej,
Co wsie druzgoce i miasta?

Że kędy przeszły te koła,
Zostają tylko pustkowia,
Olśnione łuną pożarów,
Jęk starców i rozpacz wdowia?

Że razem z przeszłością, co pada,
We własnej krwi zatopiona,
I wielka też przyszłość tonie,
Darmo podnosząc ramiona?

Nie! Ziemio, Matko najmilsza,
Źle uszy moje słyszały!
To echa górskie! Tam, w górach
Ktoś twarde rozsadza skały.

Jest granitowy materjał
Na drogi, domy, kościoły!
Jakiż to świat widzą oczy,
Jakżem ja dzisiaj wesoły!

Zamykać wrót swego wnętrza
Nie ma już serce ochoty,
Tak je upoił, roztańczył
Nadziei puhar złoty...