Strona:PL Jan Kasprowicz - Księga ubogich.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I owszem, coraz ich więcej
Jarą płonieje krasą:
W królewskiej iście purpurze
Maki się słońcem pasą.

Malwy pieśń nucą rozkwitu,
Pękami bieli strojne,
Jak panny, wielbiące zwycięzców,
Gdy zakończyli wojnę.

Nasturcje aż zbyt natarczywie —
Tyle ich w roku tym mamy! —
Cały nam ganek obiegły,
Pchają się w okien ramy.

Zaprawdę! innego czasu
Z podziwubyś stawał niemy
Na widok tych naszych gieorgiń,
Puszystych, jak chryzantemy!

Nagietki, astry i bratki —
Z wszystkimi wzrok się twój spotka —
Błyszczą, jak ciżba weselna,
Pośród naszego opłotka.

Przebujnie się złotogłowiów
Rozsłoneczniła gromada,
Waha się tylko słonecznik,
Choć kwitnie już u sąsiada.