Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jesteście trutnie! błazny i hołysze!
Niczem wasz towar; ja wam inny wskażę,
Co problematu ma wagę, że w żarze
Za łeb się porwą filozofy, słyszę«.

I rzuci w tłumy, pełne zadziwienia:
»Co jest ojczyzna?...« Powstał rejwach srogi,
A potem z śmiechem krzykną: »My nie wiemy!«

Jam nie filozof... Lecz, by serca brogi
I mózg towary wypchali lepszymi,
Rzekłbym tym mędrcom: »Idźcie do więzienia«.

XXI.
Rzekł mi z tych jeden, co pełni ochoty
Trud na swe barki biorą tytaniczny:
»Większym mi wrogiem jest komin fabryczny,
Niźli dziejowych gwałtów setne młoty.

I bardziej maszyn rażą mnie łoskoty
I dźwięk, co płynie z kotłów, metaliczny,
Niśli narodu jęk tysiącjęzyczny,
Gdy na dziejową idzie śmierć heloty«.

Jakież tu pojęć zmieszanie, wy nieba!
I jakie sprzeczne tu uczuć spowicia:
Tam jeszcze życie, chociaż mało chleba,

A tu się w plemię wpijają katusze,
Ażeby, z ciała wyssawszy mu duszę,
Nie pozostawić ni chleba, ni — życia!...

XXII.
Słyszałem dzisiaj gwar i szczęk oręży —
Dziwny mnie poniósł sen na pole bitwy —
I dwa szeregi śród wrogiej gonitwy,
Krzyczące głucho: »A kto z nas zwycięży?«