Przejdź do zawartości

Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WOJTEK do Mefista.
To wyście u nich na służbie?


MEFISTO.
Na służbie.


WOJTEK.
Może do koni? Ej nie! Wyglądacie
coś na lokaja... Macie galoniki
i piękny kubrak... Ano, łatwa służba
i dyć popłatna...


MEFISTO.
Nie bardzo, nie bardzo —
do Doktora
za przeproszeniem jaśnie wielmożnego
pana doktora: — Tak się ciągle włóczyć
po stromych turniach i po czarnych żlebach,
we mgłach i chmurach, i tak wiecznie szukać
czego się, wiecie, nie zgubiło...


WOJTEK przyglądając mu się z lekceważeniem.
Prawda,
na przewodnika wyście nie stworzony...
I ten pan doktór, gdy tak lubi chodzić
po tych zawratach, mógłby sobie znaleźć
kogo innego... Wy tam nie zginiecie —
jużby się dla was służba wykręciła.


DOKTOR do Mefista.
Posłuchaj rady mądrego człowieka
i daj mi spokój —


WOJTEK j. w. do Mefista.
Pewnie, że mądrzejszy
chłop od lokaja, przynajmniej nie kradnie.
Umiecie chodzić koło koni?