Przejdź do zawartości

Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MEFISTO.
Umiem.


WOJTEK.
Umiecie siodłać klacze i za cugle
zacnie prowadzić, by się nie strachnęły?


MEFISTO.
Nie wielka sztuka.


WOJTEK z lekką obrazą.
Ano, jak dla kogo...
Ale kiej taki majster z jegomości
pana lokaja i chodzić niegodny,
to niech się poda, wiecie, na forysia
tam wej! do pani dziedziczki... do dworu!
Drogi są dobre, nawet bardzo dobre,
jeździć się będzie gładko, jak po maśle.


MEFISTO znacząco.
Widać, że drogi dobrześ wypróbował.


WOJTEK.
Co wam do tego?... Nie wścibiajcie nosa,
gdzie was nie proszą, abo, jak to mówią:
patrz każdy swego, a nie zaś kożucha,
wiecie, cudzego.


MEFISTO.
Proszą, czy nie proszą,
lecz co do prawa — może i mam prawo
i to ci zaraz pokażę.


WOJTEK.
E, mości
panie lokaju! Człek się despektuje,
gdy, wskazując na doktora, mając pana przed sobą, rozprawia
z jego pachołkiem...