Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
312
JAN KASPROWICZ

LXX.
On rósł, jak gdyby rozparły go młodzie
I, wytrzeźwiony swych pragnień wynikiem
Niespodziewanym, rzekł: »A nie tu w ogrodzie,
Ta, to, panienki, lepiej za chlewikiem.
Ojczulo mawiał — świeć nad nieboszczykiem,
Panie, wieczyście — ja sam kupię łoju
Na cztery świeczki — mawiał: — dyć też smykiem
Nie bądź ty, Kuba, a jeno w spokoju
Kobiety zawsze szukaj i szczęścia przy gnoju.

LXXI.
I prawdę mawiał: z prostego pachołka
Na bogatego wyrósł gospodarza
I nie zadłużył się nigdy u Wołka,
Jak się to dzisiaj we wsi często zdarza;
O tak, panienki! Wczoraj u młynarza
To ci dwie krowy sprzedali, choć żniwa
Były mu plenne... widać, tak nie zważa,
Jak mój tatulo, na gnój, który, bywa,
I w gębę brał — toż dla mnie zostawił grosiwa...«

LXXII.
Ano z początku dziwną mi się zdała
Ta gospodarna, przemądra oracya;
Jedna i druga na swem ciele drżała,
Jak wieszcz, gdy tłusta minie go kolacya.
I ta miłosna szybko pertrakcya
Byłaby poszła, jak mówią, za płoty,
Gdy w tem odważna odkryła Audacja,
Że to jest objaw wieśniaczej prostoty,
Że za tą szorstką skórą duch miękki i złoty.

LXXIII.
I w uniesieniu zawołały razem:
O najmilejszy! o ty Kubo prosty!
Ty jesteś dla nas księżyca obrazem,